SYLWIA KOŁACH

Śnie

Śnie, bracie Śmierci,
Chciwość twojej siostry pozbawiła mnie moich braci,
ale ty jesteś sprytniejszy
i posyłasz ich do mnie,
gdy ze mną tańczysz.
Patrząc ci w oczy, widzę tego,
który otworzył nasze niebo na Boga.
Przenosisz mnie na zielone pola,
gdzie galopuję z Zawiszą Czarnym
gdzie słyszę świst husarii,
gdzie śpiewam Bogurodzicę,
gdzie widzę, jak krew wybawców
wsiąka do Jej wnętrza.
To dzięki tobie widziałam
Jak Ją rozrywali.
Jak bombardowali,
Jak pluli.
A gdy porzucasz mnie
Dla Jawy,
Pragnę Ją uchwycić
Rozkoszować się Jej wolnością,
Podziwiać jej piękno i potęgę.
Po prostu.
Być z Nią.
Być Nią.

Wujku Samie

Wujku Samie,
Nie powiem Ci jak reszta tego świata: "Wasza Amerykańska Mość",
Choć kieszenie masz wypełnione zielonymi papierkami,
Choć jesteś najwyższy z tego świata.
Może to nieładnie,
Bo ja w Twoich oczach jestem mały jak robak,
W ręku trzymam widły,
Dom mam pokryty słomą,
(Pomijając wczorajszy oddech.)
Pogodzę się z wizerunkiem "robaka",
Ale żaden z twoich drapaczy chmur
Nie zegnie mi karku.
(choć niejedni z nas oddają swoich braci za twoją ropę)
Ja się ukłonię tej Jedynej,
Przed Nią będę klęczeć.
Podziękuję jej za te widły
Z chopinowskiej wierzby,
Za tą słomę
Z błogosławionej pszenicy,
Której ty nie znasz.
Jej krwi nie przeliczysz na baryłki ropy.
Nie kupisz jej plonów.
To nie Alaska.
Jednak nie możesz wszystkiego.
A tak wysoko unosisz głowę.
Myślisz, że zgniotłeś robaka,
Tymczasem to on dawno ciebie zgniótł,
Bo rósł aż przez 10 stuleci.
A ty???
Jedz swoje frytki,
Próbuj dosięgnąć Boga,
Trzymaj bat nad światem.
Robak będzie w sobie nosił to,
Czego ty nigdy nie kupisz
Ani nie zaprogramujesz.
Serce świata
POLSKĘ!!!

Czasem myślę

Czasem myślę,
że trochę przesadzasz,
jesteś jak narkotyk.
Pardon!
To nie było porównanie godne Ciebie.
Jak mogę Cię nim nazwać,
skoro od początku mojego istnienia nie potrafię bez Ciebie żyć?
Nie obraź się, moja piękna,
ale od samego początku mnie zniewoliłaś.
Kiedy Cię opuszczam,
to wówczas tylko egzystuję,
przechodzę wielkie męczarnie.
Zastanawiam się więc,
czy pojęcie egzystencji
jest adekwatne do stanu,
w jakim się wtedy znajduję.
Cóż, załóżmy, że to agonia.
No to ładnie mnie załatwiłaś,
nawet na kilka chwil nie możemy się rozstać,
ale to nic.
Ja kocham być Twoja niewolnicą,
Twoje kajdany są tak wielką pieszczotą.